-Eh, wystarczy. Ta zabawa robi się nudna.- Powiedziała z cicho i spokojnie, jakby w ogóle nie przejmowała się przeciwnikami czy zniszczoną komnatą.- Możecie już iść.
Lambert zacisnął pięści. Ta kobieta nie miała nawet odrobiny skruchy. Była perfidna i arogancka.
Bardzo martwił się o Sophie, więc, chociaż nie ufał czerwonowłosej, postanowił uciekać. Reszta drużyny pobiegła za nim, a Hanrieta stała spokojnie.
Wrócili tym samym korytarzem. Gdy wyszli Lok natychmiast położył swoją dziewczynę na ziemi i zbadał jej stan. Potem, zdeterminowany, zadzwonił na pogotowie. Poinformował gdzie są i wcisnął jakieś kłamstwo podając przyczynę omdlenia. Każda minuta zdawała się trwać wiecznie. Najgorsze było to, że wszyscy musieli iść z powrotem 2 kilometry do drogi, aby karetka i taksówka mogły dojechać. Biedny Lok ledwo co dobiegł. Karetka dojechała, a w tym czasie Zhalia zdążyła zadzwonić po taksówkę.
Shiro pierwszy raz przeżyła coś takiego. Musiała być mocno roztrzęsiona, widząc co się stało. Próbowała opanować dygoczące nogi. Podczas jazdy autem starała się pozbierać wszystko do kupy. Dlaczego Henrieta miała ją gdzieś? Dlaczego tak się zachowała? Niby chciała coś im zrobić, ale szybko odpuściła... I te dziwne uczucie. Jak w Pico da Neblina. A, jeszcze na pewno gdzieś już widziała czerwonowłosą. Zrobiło jej się słabo. Tego brakowało, żeby jeszcze ona zemdlała. Odchyliła głowę do tyłu. Słyszała rozmowę Zhali i Metza, którego o wszystkim informowała. Lok jechał z Sophie. Było jeszcze 20 kilometrów do przejechania. Zamknęła oczy. Oby to wszystko szybko minęło.
Dotarli do szpitala.
-Lok, wszystko będzie dobrze.-Zapewniał go Den.- Lekarz przecież powiedział, że Sophie nie ma żadnych poważniejszych obrażeń, a jej stan jest stabilny.
-Mimo wszystko i tak się boję. To moja dziewczyna, więc chyba rozumiesz...
Phils uśmiechnął się do niego (hmmm, czyżby pairing gejowski??? xD). Byli dobrymi przyjaciółmi. Tak, doskonale go rozumiał, mimo że nigdy nie miał dziewczyny (albo chłopaka ;p Dobra, koniec!).
Na korytarz wyszedł doktor.
-Pani Sophie obudziła się. Proponuję, aby została jeszcze 2 dni w szpitalu.
-Mogę ją zobaczyć?!- Krzyknął zdeterminowany Lambert.
-Dobrze, ale tylko na chwilę.
Blondyn wszedł do sali przepełnionej przyprawiającym o mdłości zapachem. Prędko podbiegł do szpitalnego łóżka i uścisnął rękę Casterwill'ki. Na jej twarzy pojawił się wyraz szczęścia. Kruczowłosy lekarz w okularach wyszedł z sali, dając dużo prywatności.
-Cieszę się, że przyszedłeś. Tak w ogóle, to gdzie jesteśmy?
-W szpitalu. Nie martw się, Zhalia powiadomiła już Metza o wszystkim. Niestety będziesz musiała tu zostać jeszcze 2 dni. Znajdziemy sobie jakiś hotelik, czy coś.- Zapewnił ją ciepło.
Wrócił doktor. Lok musiał już iść. Pożegnał się z Sophie i wyszedł razem z mężczyzną z pomieszczenia. Dał mu swój numer, żeby mógł zadzwonić w razie potrzeby. Lambert poprosił Moonkę o znalezienie jakiegokolwiek noclegu w okolicy.
Po jakimś czasie Shiro odezwała się niepewnie:
-M-moja babcia mieszka w pobliskim mieście.- Wszyscy spojrzeli na nią oskarżająco.- Przepraszam, że wam nie powiedziałam. Po prostu jestem zszokowana. To będzie jakieś... Zhalio, mogę telefon?
Białowłosa wzięła urządzenie i szybciutko wyznaczyła trasę.
-O, proszę. Tylko 30 kilometrów do Ryk i tam się zorientuję, gdzie jechać.
Drużyna zgodziła się. Pożegnali się z Sophie i ponownie wsiedli do taksówki. Lok przyżekł swojej dziewczynie, że te dwa dni miną szybko i nie musi się przejmować.
~~~
Dochodziła siedemnasta. Shiro Akechi przeciągnęła się sennie. Jeszcze tylko 10 minut i będą na miejscu.
-Nie powinnaś zadzwonić do swojej babci?- Zapytał się Den.- Myślisz, że przyjmie sobie tak nas "hop-siup"?
-Nie powinnaś zadzwonić do swojej babci?- Zapytał się Den.- Myślisz, że przyjmie sobie tak nas "hop-siup"?
-To niespodzianka...
Zachód słońca był naprawdę piękny. Dookoła falowały kłosy zbóż, a przez otwarte okno czuło się świeże powietrze. Czerwonooka kazała skręcić w piaskową drogę.
Zachód słońca był naprawdę piękny. Dookoła falowały kłosy zbóż, a przez otwarte okno czuło się świeże powietrze. Czerwonooka kazała skręcić w piaskową drogę.
Po paru minutach zatrzymali się przy zajadzie, stanowiącym również małe gospodarstwo hodowlane. Na pastwisku pasło się kilkanaście koni. Za pastwiskiem widniało wzgórze. Koło placu była zagroda z kozami, później sad. Przy wjeździe stał duży dom. Obok niego stajnia, trochę dalej chodziły kury.
Taksówka wjechał na parking, choć niezbyt go przypominał. To było kilka miejsc nie porośniętych trawą, będących koło dróżki polnej.
Psy zaczęły szczekać, a z domu wyszła staruszka z posiwiałymi włosami. Shiro natychmiastowo wyleciała z samochodu. Babcia, nawet zaskoczona, poznała ją i rozłożyła ręce w geście przywitania. Dwa owczarki niemieckie zaczęły skakać na nią uradowane, ale za chwilę pobiegły w stronę wysiadających z auta Loka, Zhalii i Dena.
-To twoi przyjaciele?- Zapytała białowłosej.
-Mhm, mogłabyś ugościć ich na dwa dni?- Spytała, choć i tak znała odpowiedź.- Muszą gdzieś przenocować trzy noce. Potem wracamy do Wenecji. Więc jak?
-Wiesz chyba, że zawsze mam miejsce na gości.- Uśmiechnęła się.
Shiro wróciła do reszty i pokazała Denowi język.
-Ugości nas.- Dziewczyna zauważyła zachwycone miny chłopaków. Zhalia również rozglądała się, lecz nie z taką uciechą.- Fajnie tu, prawda? Nawet jakieś ubrania na zmianę się znajdą.
-Shiro, a jak tam z angielskim twojej babci? My raczej po polsku nie mówimy.- Oznajmił Phils.
-Ah, tak! Moja babcia też przyjeżdżała do nas do Japonii czy Włoch. I najlepiej było dla niej uczyć się angielskiego.
Gdy nastolatka skończyła mówić, jej babcia zaczęła:
-Miło mi was poznać. Nazywam się Elżbieta, ale możecie mówić mi Eliza. Śmiało, wejdźcie do środka i rozgośćcie się. Shiro- Zwróciła się do wnuczki.- oprowadź gości, a ja zrobię coś na kolację...
Dom był stary i drewniany, jednak wyglądał na wytrzymałego. Wchodziło się na przedpokój, potem osłonięty zasłoną drzwiową.
Salon był przytulny. Rozkładana kanapa, duży prostokątny stół, kominek i telewizor. Koło kominka stał regał z książkami i jakimiś papierami. Od salonu wchodziło się albo do kuchni albo na korytarz.
Kuchnia posiadała starą kuchenkę. Przy małym okrągłym stole, przy którym najczęściej czytano gazety, można było wyjrzeć przez okno na podwórze i pole. Na lodówce widniały dziecięce rysunki.
Dalej był pokój Elizy i wakacyjny pokoik Shiro. W pokoju dziewczyny stało ręcznie rzeźbiony fortepian i też gitara, flet, skrzypce, tuba, trąbka, a nawet dudy. Z tymi wszystkimi instrumentami zmieściło się łóżko i biurko.
Od korytarza można było wejść do łazienki albo siedmiu pokoi gościnnych. Trzy dwuosobowe, dwa trzyosobowe i dwa jednoosobowe
Gdy Shiro oprowadziła drużynę po domu, wszyscy poszli na kolację. Elżbieta porozmawiała trochę ze swoimi gośćmi na temat "jej małego gospodarstwa".
-Więc mówi pani, że to jest również stadnina?- Kontynuował rozmowę zaciekawiony Den.
-Tak. W wakacje przyjeżdżają do nas dzieci na kolonie, ale prowadzę też kilka jazd tygodniowo. -Po krótszej przerwie odparła.- Mój mąż również pracuje. Jednak on zbiera siano dla koni lub karmi kozy, kury. I nie, nie jesteśmy na to za starzy. Naprawdę jakoś jeszcze się tym nie zmęczyliśmy.- Wykrzyknęła optymistycznie.
W tym momencie wtrąciła się Shiro:
-Babciu, skończyłam.
-Dobrze. Mogłabyś wpuścić konie do stajni?
-Jasne.
-Możemy zobaczyć?- Zapytali jednocześnie Lok i Den.
-Oczywiście, ale uważajcie.- Powiedziała Elżbieta.- A ty, Zhalio, chcesz zobaczyć?
-Nie, raczej pójdę do pokoju.- Wstała i odeszła od stołu.
Shiro, Den i Lok wyszli na dwór. Białowłosa poprosiła o pomoc w otwieraniu boksów. Potem, za zleceniem Akechi, chłopaki stanęli za drewnianym płotem. Dziewczyna drewnianą belką zablokowała drogę na wzgórze i drogę wjazdową, a belkę zagradzającą pastwisko odsunęła. Wszystkie konie, jak na rozkaz, pobiegły galopem do swoich boksów.
-Teraz pomóżcie mi zamknąć boksy!- Krzyknęła.
Razem udało im się bardzo szybko wykonać pracę i Lolek, Kara, Piorun, Kasztanka,
Siwa, Nutka, Madame Red, Roksana, Orion, Legenda, Pierro, Brigada byli u siebie.
-Podobało się?- Spytała Shiro.
-Super!- Odparli jednogłośnie.
Czerwonooka zauważyła starszego mężczyznę, wiozącego taczkę z świeżą trawą. Pomachała mu krzyknęła do niego:
Starszy pan odkrzyknął do nich:
-Miłych krótkich wakacji!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jupi! Kolonie musiały się wciąć i tak mamy "miłe krótkie wakacje" drużyny Huntik (Sophie zamiast tego dostała wpi*rdol xD). No i jeszcze zmieniłam wygląd ^.^ Mam nadzieje, że się podoba. Rozdział napisałam szybciutko, ku mojemu zdziwieniu. Widać największą wenę mam w nocy :)
Poza tym patrzcie, mamy trochę wstawki LxS ;) Uciecha? A Zhalia taka zamknięta w sobie... No nic, w następnym rozdziale będą jej przemyślenia, a nasi bohaterowie sobie odpoczną :D
Oh, właśnie! Dodam takie pytanko.... Coś Was drażni? Chodzi o to, że wiem; robię błędy w dialogach i interpunkcjach. Może kogoś po prostu to drażni, więc pytam się... Mam nadzieje, że mimo to nie jest tak źle ;p
PS. Chcecie, żebym w najbliższym czasie dodała wygląd koni, dziadka i babci Shiro???
Papatki!
Taksówka wjechał na parking, choć niezbyt go przypominał. To było kilka miejsc nie porośniętych trawą, będących koło dróżki polnej.
Psy zaczęły szczekać, a z domu wyszła staruszka z posiwiałymi włosami. Shiro natychmiastowo wyleciała z samochodu. Babcia, nawet zaskoczona, poznała ją i rozłożyła ręce w geście przywitania. Dwa owczarki niemieckie zaczęły skakać na nią uradowane, ale za chwilę pobiegły w stronę wysiadających z auta Loka, Zhalii i Dena.
-To twoi przyjaciele?- Zapytała białowłosej.
-Mhm, mogłabyś ugościć ich na dwa dni?- Spytała, choć i tak znała odpowiedź.- Muszą gdzieś przenocować trzy noce. Potem wracamy do Wenecji. Więc jak?
-Wiesz chyba, że zawsze mam miejsce na gości.- Uśmiechnęła się.
Shiro wróciła do reszty i pokazała Denowi język.
-Ugości nas.- Dziewczyna zauważyła zachwycone miny chłopaków. Zhalia również rozglądała się, lecz nie z taką uciechą.- Fajnie tu, prawda? Nawet jakieś ubrania na zmianę się znajdą.
-Shiro, a jak tam z angielskim twojej babci? My raczej po polsku nie mówimy.- Oznajmił Phils.
-Ah, tak! Moja babcia też przyjeżdżała do nas do Japonii czy Włoch. I najlepiej było dla niej uczyć się angielskiego.
Gdy nastolatka skończyła mówić, jej babcia zaczęła:
-Miło mi was poznać. Nazywam się Elżbieta, ale możecie mówić mi Eliza. Śmiało, wejdźcie do środka i rozgośćcie się. Shiro- Zwróciła się do wnuczki.- oprowadź gości, a ja zrobię coś na kolację...
Dom był stary i drewniany, jednak wyglądał na wytrzymałego. Wchodziło się na przedpokój, potem osłonięty zasłoną drzwiową.
Salon był przytulny. Rozkładana kanapa, duży prostokątny stół, kominek i telewizor. Koło kominka stał regał z książkami i jakimiś papierami. Od salonu wchodziło się albo do kuchni albo na korytarz.
Kuchnia posiadała starą kuchenkę. Przy małym okrągłym stole, przy którym najczęściej czytano gazety, można było wyjrzeć przez okno na podwórze i pole. Na lodówce widniały dziecięce rysunki.
Dalej był pokój Elizy i wakacyjny pokoik Shiro. W pokoju dziewczyny stało ręcznie rzeźbiony fortepian i też gitara, flet, skrzypce, tuba, trąbka, a nawet dudy. Z tymi wszystkimi instrumentami zmieściło się łóżko i biurko.
Od korytarza można było wejść do łazienki albo siedmiu pokoi gościnnych. Trzy dwuosobowe, dwa trzyosobowe i dwa jednoosobowe
Gdy Shiro oprowadziła drużynę po domu, wszyscy poszli na kolację. Elżbieta porozmawiała trochę ze swoimi gośćmi na temat "jej małego gospodarstwa".
-Więc mówi pani, że to jest również stadnina?- Kontynuował rozmowę zaciekawiony Den.
-Tak. W wakacje przyjeżdżają do nas dzieci na kolonie, ale prowadzę też kilka jazd tygodniowo. -Po krótszej przerwie odparła.- Mój mąż również pracuje. Jednak on zbiera siano dla koni lub karmi kozy, kury. I nie, nie jesteśmy na to za starzy. Naprawdę jakoś jeszcze się tym nie zmęczyliśmy.- Wykrzyknęła optymistycznie.
W tym momencie wtrąciła się Shiro:
-Babciu, skończyłam.
-Dobrze. Mogłabyś wpuścić konie do stajni?
-Jasne.
-Możemy zobaczyć?- Zapytali jednocześnie Lok i Den.
-Oczywiście, ale uważajcie.- Powiedziała Elżbieta.- A ty, Zhalio, chcesz zobaczyć?
-Nie, raczej pójdę do pokoju.- Wstała i odeszła od stołu.
Shiro, Den i Lok wyszli na dwór. Białowłosa poprosiła o pomoc w otwieraniu boksów. Potem, za zleceniem Akechi, chłopaki stanęli za drewnianym płotem. Dziewczyna drewnianą belką zablokowała drogę na wzgórze i drogę wjazdową, a belkę zagradzającą pastwisko odsunęła. Wszystkie konie, jak na rozkaz, pobiegły galopem do swoich boksów.
-Teraz pomóżcie mi zamknąć boksy!- Krzyknęła.
Razem udało im się bardzo szybko wykonać pracę i Lolek, Kara, Piorun, Kasztanka,
Siwa, Nutka, Madame Red, Roksana, Orion, Legenda, Pierro, Brigada byli u siebie.
-Podobało się?- Spytała Shiro.
-Super!- Odparli jednogłośnie.
Czerwonooka zauważyła starszego mężczyznę, wiozącego taczkę z świeżą trawą. Pomachała mu krzyknęła do niego:
-To moi przyjaciele! Przyjechali na dwa dni!
Starszy pan odkrzyknął do nich:
-Miłych krótkich wakacji!
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jupi! Kolonie musiały się wciąć i tak mamy "miłe krótkie wakacje" drużyny Huntik (Sophie zamiast tego dostała wpi*rdol xD). No i jeszcze zmieniłam wygląd ^.^ Mam nadzieje, że się podoba. Rozdział napisałam szybciutko, ku mojemu zdziwieniu. Widać największą wenę mam w nocy :)
Poza tym patrzcie, mamy trochę wstawki LxS ;) Uciecha? A Zhalia taka zamknięta w sobie... No nic, w następnym rozdziale będą jej przemyślenia, a nasi bohaterowie sobie odpoczną :D
Oh, właśnie! Dodam takie pytanko.... Coś Was drażni? Chodzi o to, że wiem; robię błędy w dialogach i interpunkcjach. Może kogoś po prostu to drażni, więc pytam się... Mam nadzieje, że mimo to nie jest tak źle ;p
PS. Chcecie, żebym w najbliższym czasie dodała wygląd koni, dziadka i babci Shiro???
Papatki!
drażnić nic nie drażni :D rozdział fajny. :D ach ta nasza Palsza :D takaja krasiwaja strana :D.
OdpowiedzUsuń